Promocja najnowszego kalendarza „Twórcy Kultury Śląskiej”, która miała miejsce 9 grudnia 2016 r., w Centrum Kultury Śląskiej, odbyła się w nowej formule. Tym razem nie towarzyszyła jej bowiem wystawa, a i sama ceremonia promocji wyglądała nieco inaczej.
Z bohaterów tegorocznej edycji w Centrum pojawili się: fotografik Bartek Barczyk, gitarzystka Kinga Głyk, prof. Roman Kalarus, wokalistka jazzowa Beata Przybytek, operator filmowy Adam Sikora oraz dramatopisarz Ingmar Villqist. Wielkimi nieobecnymi byli: reżyser Kazimierz Kutz, aktor Franciszek Pieczka (obaj usprawiedliwieni przez swój wiek), architekt Tomasz Konior, literaturoznawca Zbigniew Kadłubek, skrzypek Arkadiusz Kubica oraz pisarka Weronika Murek.
Na widowni zasiedli portretowani w ubiegłych latach: prof. Jan Szmatloch, prof. Werner Lubos, Wojciech Myrczek, Anna Osadnik oraz Ewa Parma. W gronie gości znaleźli się także radna Sejmiku Śląskiego oraz przewodnicząca Komisji Kultury Lucyna Ekkert, sekretarz Zarządu Powiatu tarnogórskiego Aleksandra Król-Skowron, sponsorzy Anna i Zbigniew Urbańscy, a także liczni sympatycy Centrum oraz osoby pragnące spotkać się z twórcami kultury i przy okazji wysłuchać koncertu w wykonaniu Beaty Przybytek.
Bo jak powiedział na wstępie dyrektor Stanisław Zając – główną ideą projektu „Twórcy Kultury Śląskiej” są spotkania, możliwość bezpośredniej rozmowy z postaciami zasłużonymi dla śląskiej kultury. Dyrektor podziękował także sponsorom za wsparcie tej inicjatywy oraz organizacji samej imprezy promocyjnej: Urzędowi Marszałkowskiemu w Katowicach za sfinansowanie druku kalendarza, firmie SERIX, INTERGAZ oraz państwu Annie i Zbigniewowi Urbańskim z Bruku Śląskiego za pomoc finansową. Ze swej strony Krzysztof Miller, współautor kalendarza, podkreślił, że celem TKŚ jest uzmysłowienie ludziom, iż kultura śląska nie jest li tylko kulturą ludyczną i że w naszym regionie mamy wielu wybitnych twórców, znanych nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Marek Wesołowski, drugi z autorów zdjęć, podziękował osobom portretowanym za to, że pozwoliły uchylić rąbka tajemnicy i wniknąć w ich wewnętrzny świat. – Myśmy te portrety nazwali subiektywnymi, bo to jest nasze rozumienie tych postaci – dodał Krzysztof Miller.
W dalszym ciągu wieczoru prezentacja bohaterów kalendarza przeplatała się z występem Beaty Przybytek, której na fortepianie akompaniował Tomasz Kałwak. Beata Przybytek jest znakomitą wokalistką jazzową, kompozytorką, laureatką w 2013 r. prestiżowej nagrody muzycznej Programu III Polskiego Radia „Mateusz”. Tomasz Kałwak to wysoko ceniony kompozytor, aranżer, instrumentalista oraz producent muzyczny. Na program recitalu złożyły się utwory z albumu Przybytek „I’m Gonna Rock You”, ale na wstępie piosenkarka zaprezentowała po raz pierwszy publicznie kompozycję z nadchodzącej płyty „You Can Come To Me”.
W czasie prezentacji Twórców Kultury Śląskiej osoby obecne na promocji proszone były o wypowiedź oraz odpowiedzi na pytania zadawane przez dyrektora Zająca. Wiele z nich – prof. Roman Kalarus, Kinga Głyk, Beata Przybytek – nie chciało mówić o sobie, woląc, aby robiła to za nich ich sztuka. Prof. Kalarus musiał jednak wyjaśnić swój specyficzny stosunek do komputera, który „kocha, ale nie umie się nim posługiwać”. Jak powszechnie wiadomo, profesor umie za to świetnie grać bluesa, toteż ku swojemu zaskoczeniu został poproszony o wykonanie jakiejś piosenki. Zabawny śląski kawałek znakomicie rozluźnił nieco podniosłą z początku atmosferę.
Bartek Barczyk nie ukrywał, jak bardzo jest poruszony trafieniem do kalendarza z tak wybitnymi osobistościami, jak Franciszek Pieczka. Podziękował za piękne zdjęcie, które świetnie pokazuje, w którym miejscu artystycznej drogi się znajduje (na portrecie Krzysztofa Millera młody fotograf leży na oryginalnej pałacowej posadzce). Barczyk powiedział też, że w jego pracy najważniejsze dla niego jest spotykanie się z ludźmi. Podobną wdzięczność za zaproszenie do kalendarza wyraziła niezwykle skromna Kinga Głyk, podkreślając to, że ze względu na swój młody wiek (nie skończyła jeszcze dwudziestu lat) pierwszy raz przemawia publicznie.
Ingmar Villqist został zaskoczony przez dyrektora Zająca pytaniem o swój wewnętrzny spokój i o to, czy się nigdy nie denerwuje (odpowiedź brzmiała – nie). A potem skomentował swoje zdjęcie autorstwa Marka Wesołowskiego, że jest ono jak dyscyplina sztuki, którą się zajmuje, czyli teatr. Następnie odniósł się do kolejnego, tym razem poważniejszego pytania o to, jaki jest dzisiejszy Chorzów (z którego Villqist pochodzi i w którym mieszka) i sam Śląsk. – Zawsze jak pojawia się temat Śląska, to jest to temat, przy którym żarty się kończą. Bardzo się identyfikuję ze Śląskiem, ze swoją dzielnicą. W naszych debatach pozostawiliśmy za sobą wątki rozliczeniowe z przeszłością, co znaczy być Ślązakiem, na rzecz rozpoczęcia procesu tworzenia rzeczywistości, nas samych. To bardzo ważne wyzwanie. Staramy się dyskutować o Śląsku i doszukiwać źródeł tożsamości, dając odpór temu, co sprawia przykrość i jest niesprawiedliwe – powiedział dramatopisarz, dodając, że bardzo żałuje nieobecności na promocji prof. Kadłubka. Za tę swoją wypowiedź otrzymał wielkie brawa.
Wywołany „do odpowiedzi” Adam Sikora zażartował, że wolałby zaśpiewać niż mówić. Prowadzona przez Krzysztofa Millera rozmowa tyczyła się głównie najpiękniejszego dzieła operatora, filmu „Angelus”, ale także zaszczytu bycia w kalendarzu, choć – jak wyznał Sikora – sesja fotograficzna była niezwykle męcząca.
Odsłona dwóch ostatnich kartek kalendarza stała się najbardziej przejmującym punktem tego wieczoru. Ich bohaterowie, Kazimierz Kutz i Franciszek Pieczka, nie mieszkają wprawdzie na Śląsku od lat, ale są z tym naszym Śląskiem zrośnięci na zawsze. Ze względu na podeszły wiek obu twórców zdjęcia były wykonane przez Krzysztofa Millera w Warszawie. Jak wyjawił dyrektor Stanisław Zając, te sesje były dla niego tak niebywale wzruszającym przeżyciem, że cały czas jest przy nich myślami. Wizyta u słynnego reżysera wypadła akurat w dniu ogłoszenia śmierci Andrzeja Wajdy. „Dobrze, że nas fotografujecie, bo my umieramy” – powiedział Kutz. Krzysztof Miller wyjaśnił, skąd wziął się pomysł na bardzo „rozedrgane” zdjęcie Kutza, który na dodatek pokazuje język. – Długo szukałem sposobu na sfotografowanie tej postaci, z którą się nie zgadzam, ale chylę czoła przed jej dorobkiem. I taka właśnie forma najlepiej oddaje jej złożoną osobowość.
I wreszcie Franciszek Pieczka, przytulony do drzewa, z przejmującym spojrzeniem człowieka, którego życie powoli dopełnia się. Uzyskać zgodę na to zdjęcie nie było łatwo – pomogła interwencja Kazimierza Kutza. Z tej wizyty Miller przywiózł nie tylko fotografię, ale także wypowiedź aktora skierowaną bezpośrednio do uczestników promocji kalendarza:
Czuję się zaszczycony, że mogę brać udział w tym przedsięwzięciu, wernisażu „Twórców Kultury Śląskiej”. A jednocześnie zdaję sobie sprawę, że czas poczynił taką destrukcję w tym żesz obliczu, że to zdjęcie będzie frapujące, jeżeli chodzi o mijający czas, który się wyrył w tej mojej twarzy. I tak jak już powiedziałem, cieszę się bardzo, dlatego że duszą i sercem związany jestem ze Śląskiem. Nawet gdybym jeszcze następne 60 lat żył poza Śląskiem, to zawsze jako Ślązak umrę.
Było o czym rozmawiać przy poczęstunku, i jak stało się to już dobrym zwyczajem tej imprezy, można było uzyskać autograf bohaterów i autorów kalendarza. Spotkamy się z nimi za rok, ale tym razem na promocji publikacji podsumowującej wszystkie cztery edycje.
Zdjęcia: Magdalena Zaton.